Sebastian Krzywak, bez tytułu, 2018, olej, akryl i spray na płótnie (fragment) fot. Sebastian Krzywak

Sebastian Krzywak ur. w 1979 w Zielonej Górze. Studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Stypendysta BZ WBK 2004/2005, laureat konkursu Salted Candy 2009. Od 2015 roku asystent w I Pracowni Malarstwa prof. Andrzeja Leśnika w Katedrze Interdyscyplinarnej na WEAiK Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, współpracuje ze School of Form w Poznaniu. Prezentował swoje prace m.in. w Galerii Nowa, Starter, Rotunda, ON i Rodriguez w Poznaniu, Galerii Leto i Fundacji Stefana Gierowskiego w Warszawie, Galerii PWW w Zielonej Górze, MBWA w Lesznie, Wieży Ciśnień w Koninie, BWA i UP w Pile, BWA w Bielsku-Białej, Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, Wozowni w Toruniu i Kulturbrauerei w Berlinie oraz w przestrzeniach pozainstytucjonalnych. Mieszka i pracuje w Poznaniu.

„Kiedy około 2001 roku rozpoczynałem swoją znajomość z programami graficznymi, będąc zupełnie nieświadomy w tej dziedzinie, zapytałem swojego bardziej doświadczonego kolegę o różnicę między popularnym w tamtym czasie Corelem a Photoshopem. Usłyszałem wtedy zdanie enigmatyczne, którego oczywiście nie rozumiałem, ale przytakująco kiwnąłem głową: W Corelu pracujesz na krzywych, a w Photoshopie na warstwach. Później zdałem sobie sprawę, że zdanie to oraz kontakt z nowymi narzędziami obrazowania w jakiś sposób ukształtowało moje spojrzenie albo usystematyzowało to, co już intuicyjnie odbierałem. Przełożyłem ten sposób widzenia na rzeczywistość. Świat krzywych to był świat wymiarów i kątów, punktów zbiegu, figur oraz wypełnień. Przestrzeń warstw z kolei była bardziej niejednoznaczna, kontury się rozmywały lub ich w ogóle nie było, przez co kształty stawały się nieczytelne. Dodatkowo kolejne układy mogły się wzajemnie przenikać. Wszystko to tworzyło zupełnie nową, niepokojącą i niczym nieograniczoną jakość, bliższą temu, jak odczuwałem wtedy rzeczywistość. Uznałem nawet, że są ludzie, którzy widzą świat w krzywych, i tacy, którzy odbierają go poprzez warstwy.
Moment zetknięcia się z inną wizualnością jest momentem zmian w widzeniu. W taki sam sposób przeobrażała się sztuka, dziedzina tak bardzo zależna od oka, od tego, co i jak widzimy. Obrazy zajmują tu miejsce szczególne, historia malarstwa to historia nieustannego poszerzania różnych form widzenia, odzwierciedlających to, jak zmienia się sama rzeczywistość. Tytuł wystawy Flatten Image zaczerpnięty został z programu Photoshop nieprzypadkowo. W pracach Sebastiana Krzywaka w naturalny sposób odbijają się rozwiązania pochodzące z cyfrowej rzeczywistości, inspirowane bardziej lub mniej świadomie sposobem działania narzędzi z programów graficznych. I jeżeli farba ciągle pozostaje farbą, to już zawartość obrazu, jego elementy składowe, takie jak kolor, forma czy głębia, nasiąknięte są logiką, jaką oferuje nam Photoshop. Dostrzec można echa takich narzędzi, jak eraser tool, air brush, drop shadow, pojawia się też charakterystyczny szablon. Na prace te możemy zatem spojrzeć, jako przykład malarstwa post-analogowego, gdzie właśnie motywy i rozwiązania typowe dla estetyki cyfrowej stają się składnikami nowej wizualności. Z drugiej strony dla urodzonego w końcu lat siedemdziesiątych Krzywaka nie ma nic oczywistego. Należy on bowiem do pokolenia, które dzieciństwo spędziło jeszcze w epoce analogowej, a w cyfrową wkroczyło już z pewną świadomością. Daje to specyficzną mieszankę zachwytu i nieufności zarazem. W tym sensie malarstwo Krzywaka nie jest tylko zgrabną imitacją estetyki cyfrowej, ale raczej próbą nadania jej materialności, z jaką zmagamy się w świecie rzeczywistym. Farby pozostają farbami, ale ze wszystkimi ich właściwościami oraz konsekwencjami tego. Prace są obracane, poddawane siłom grawitacji, znaczenie ma również upływający czas. Z jednej strony mamy transparentność, by z drugiej pojawiła się gęstość i ciężar. Efekty nie mają być namalowane, one mają się same wytworzyć w procesie, jaki zachodzi pomiędzy różnymi rodzajami farb. Kolejne warstwy, owszem, przenikają się, ale już nie tak, jak przenikałyby się w programie graficznym. Jest w tym pewien element bezpośredniości oraz gotowości i otwartości na te momenty, w których ewidentnie coś poszło nie tak. To kombinacja zarówno odpuszczania, jak i kontrolowania procesu, który w tym przypadku wydaje się być naznaczony jakąś pierwotną, ludzką energią. Jeżeli narzędzia do obrazowania, jakie znajdziemy w programach graficznych, miały naśladować te mechanizmy, które znamy ze świata rzeczywistego, to malarstwo Krzywaka estetykę, jaką owe programy nam oferują, przekonwertowuje z powrotem na język analogowy. Wynik jest zaskakujący, ponieważ to, co dostajemy na końcu, nie jest już ani jednym, ani drugim. Rzeczywistość zbudowana zostaje od nowa, w zawierzeniu jednak temu, co nieuniknione i nieprzewidywalne.
Wróćmy jeszcze do tytułu wystawy. Flatten Image to komenda programu Photoshop, która pozwala na scalenie wszystkich widocznych warstw, na których pracowaliśmy, w jeden obraz. Nazywa się to spłaszczeniem. Decyzja o tym zwykle nabiera nieco ostatecznego charakteru, gdyż po zapisaniu pliku, nie będziemy już mieć możliwości wglądu oraz edycji poszczególnych warstw. Możemy tylko nałożyć następne. W tym kontekście prace Krzywaka oparte właściwie na procesie układania kolejnych po sobie warstw, zasłaniania ich i zamalowywania, czasem tylko po to, by ujawniły się w inny sposób, kierują nasze myśli ku temu, jak obraz lub rzeczywistość jest zbudowana, jak ją widzimy. Kiedy mówimy o spłaszczonym obrazie rzeczywistości, zwykle mamy na myśli osąd w jakimś stopniu wybrakowany, niepełny, często niesprawiedliwy w stosunku do rzeczy, o której opowiadamy. Wynika to po prostu z niedostrzegania innych płaszczyzn jakiegoś zjawiska. Zatem właściwość przypisana programowi graficznemu i przerzucona na malarstwo odkrywa przed nami interesujący paradoks. To, co otrzymujemy, przecież zawsze jest obrazem spłaszczonym, ale tylko spłaszczenie pozwala na dostrzeżenie tych elementów, które na ten obraz się składają. W pracach Sebastiana Krzywaka proces powstawania obrazów odzwierciedla zatem proces kształtowania się rzeczywistości. Nie ma niczego, co pozostałoby obojętne. Wszystko pozostaje w relacji, nawet jeżeli pierwotnie nie było takiego zamiaru. I nieważne, czy każda z tych warstw jest dobra, czy każda jest w stanie tak samo zadowolić nas wizualnie. Myślę, że nie. I tu dochodzimy do kolejnego paradoksu, że dopiero suma warstw ma znaczenie, a więc obraz spłaszczony. To, ile z danej wizualności jesteśmy w stanie przeczytać, zależy właściwie tylko od nas. Wymaga to ciągłej praktyki. Sztuka w tym sensie może stać się swoistą szkołą patrzenia, nabywania umiejętności równoczesnego widzenia całości, jak i wnikania w elementy składowe. Warstwa wizualna zawsze jest bardziej przekonująca niż jakikolwiek tekst. Jest tylko to, co sami zdołamy zobaczyć. To daje w zasadzie nieograniczone możliwości intuicyjnego poszukiwania znaczeń. Proces powstawania obrazu właściwie nigdy się nie kończy. To odbiorcy dokładają kolejne warstwy.”
przemek s.

Przemek Sowiński – kurator, artysta, absolwent Edukacji Artystycznej UAM. Założyciel galerii Łęctwo. Autor takich wystaw jak m.in. Nic nigdy z tego nie będzie (Łęctwo, 2016), Oczy w betonie (Łęctwo, 2017), czy Ach te poznańskie wernisaże (Łęctwo, 2017). Współpracował z Malta Festival Poznań, Poznań Art Week, Zoną Sztuki Aktualnej w Szczecinie i Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Miłośnik pracy fizycznej. Nie lubi pisać i przemawiać publicznie.

Wystawie towarzyszy KATALOG
początek 08.05.2018 (wtorek), godz. 18:00
ul. Gdańska 20
koniec 03.06.2018
kurator: Przemek Sowiński
koordynacja: Danka Milewska

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies. W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności".