Jerzy Boniński. Fotografia

Tworzenie rzeczy nieużytecznych z pełną świadomością, że mogą być niezrozumiałe i zaginąć, szukanie czegoś, co ma znaczenie tak ulotne, to wspaniały gest woli, prawdziwe spełnienie naszej myśli.
Tworzenie ciągłe, nieustające, rodzące się z doświadczenia i marzeń, mogące w każdej chwili zaprzeczyć wszystkiemu, co powstało wcześniej. Nieoderwane od siebie gesty, ale następujące po sobie różne postacie dzieła jednego życia. Bez spełnienia i ostatecznego odkrycia, a tylko w stawaniu się, ciągłym dopełnianiu i zaprzeczaniu sobie w tej jedynej drodze ku śmierci. Jerzy Boniński
Kiedyś Jerzy Boniński prezentował wielkie cykle sfotografowanych martwych natur, niezwykle trafnie zestawionych obiektów. Fotografii tych w żadnym razie nie można skwitować stwierdzeniem, że artysta potrafi umiejętnie eksponować, a co za tym idzie i ustawiać różne przedmioty dla ich sfotografowania, Zawsze bowiem były to dzieła bardzo nośne treściowo, jak też wielce przekonujące pod względem warsztatu twórczego. Jerzy Boniński tym razem wprowadza do swoich prac osoby. Są to postacie szczególnie mu bliskie. Także w wielu przypadkach stosuje ograniczenie ukazywanej przestrzeni czy osoby lustrem. Ale to lustro to pozorne ograniczenie, a raczej nawet podkreślenie znaczenia rzeczy, bo wszak lustro podwaja obiekt, tworząc tym samym odrębny stan rzeczy. Potęguje działanie, a zatem w odbiorze nie można pozostać obojętnym, chłodnym i zdystansowanym odbiorcą, a emocje, jakie artysta zawarł w swoich dziełach, muszą siłą rzeczy poruszać wyobraźnię każdego odbiorcy. Jerzy Boniński jest świadomym i oddanym swemu powołaniu artystą malarzem i jego twórczość wpisuje się w poglądy wyrażone przez wielu teoretyków sztuki i ich przeczucia dotyczące naszej współczesności. I tak na przykład E.H. Gombrich zauważa, że skutkiem przyjętej obecnie tolerancji nastąpiła utrata kryteriów i gotowość przyjmowania wszelkich „nowości”, a często także grubymi nićmi szytych komplikacji, co może doprowadzić do zaniedbania prawdziwego geniusza, który trudzi się gdzieś nie zważając na modę i reklamę. Twierdzi on dalej, że fascynacja teraźniejszością może łatwo pozbawić nas dziedzictwa, jeżeli zaczniemy traktować dawną sztukę jako tło, dzięki któremu nowe zdobycze miałyby nabierać znaczenia. Także inny artysta, ale i teoretyk, który w Ameryce był stałym uczestnikiem wszelkich awangardowych trendów w drugiej połowie XX wieku, abstrakcjonista i konceptualista Ad Reinhardt, zawsze podkreślał, że nie zapomina, iż jest dzieckiem Cezanne’a i Matisse’a. Również niezmiennie aktualne jest twierdzenie Kandyńskiego, słynnego twórcy Bauhausu w pierwszej połowie XX wieku, że sztuka nie może być pozbawiona duchowości, bo wówczas byłaby może i doskonałym, ale jednak tylko rzemiosłem. Wobec panującej sytuacji, gdy lansowane są warsztatowo i intelektualnie nieudolne miernoty, a także wątpliwej wartości „wyroby” i działania, postawa Jerzego Bonińskiego jest godna uwagi i podziwu, bo obniżanie poziomu i tolerancja jest groźna nie tylko dla samych artystów, ale przede wszystkim dla sztuki i jej miłośników, Bowiem reklamowany „towar” – nazywany teraz eufemicznie „projektem” (to słowo w odniesieniu do dzieła sztuki budzi we mnie sprzeciw, gdyż oznacza, że realizację poprzedza faza projektowania; ale może z tego powodu „towar” ten jest taki niedoskonały, że jest właśnie „projektem”? właśnie bycie projektem stanowi o niedoskonałości tego towaru) – próbuje się uznać, jako obowiązującą normę odbioru współczesnej sztuki, powoli i niezauważalnie tracąc wrażliwość na potencjalną siłę piękna i brzydoty, ślepi na próby przekazania im zawartych w dziełach geniuszy głębszych treści. Sita środków masowego przekazu jest nie do przecenienia. Mam mimo wszystko nadzieję, że dzięki zdeterminowanym, oddanym sztuce artystom taka katastrofa nie nastąpi. Czas pokaże. Esej autorstwa Jerzego Bonińskiego, który wybrałem na motto mojej wypowiedzi, ukazuje konstelację psychiczną tego artysty, jego determinację i umiłowanie sztuki. Mam głęboką nadzieję, że jego dzieła powstające „z doświadczenia i marzeń” spotkają się z państwa życzliwym, satysfakcjonującym odbiorem.
Zbigniew Gostomski, 15 września 2008 /fragm. wstępu do katalogu wystawy/

Jerzy Boniński – urodził się w Warszawie w 1955; otrzymał dyplom w pracowni malarstwa prof. Tadeusza Dominika na warszawskiej ASP, na której pracuje od 1983. Brał udział w ruchu Nowej Ekspresji lat 80-tych. „Ekspresja lat 80-tych” (Sopot 1986), „¦wieżo malowane ” (Zachęta 1988). W swoich pracach często odwołuje się do awangardy z początku wieku.

Wystawa: 2008.11.29 – 2009.01.04

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies. W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności".